Sycylia- (maj 2014)
Warszawa- Trapani- Erice- Marsala- Catania- Adrano- Maletto-
Palermo- Trapani
Sycylia to
ludzie. Fantastyczni!
Nigdzie indziej nie spotkałam się do tej pory z taką serdecznością i
otwartością. Już po kilku minutach rozmowy z nowo poznaną osobą na ulicy, kiedy
to chcieliśmy zwyczajnie zagadać jak trafić w konkretne miejsce, stawaliśmy się
starymi, dawno nie widzianymi przyjaciółmi. Wymieniliśmy telefony i mogliśmy kontaktować się w razie
problemów. Innym razem, gdy w Maletto
podczas upału szukaliśmy sklepu spożywczego otrzymaliśmy 2 litrową butelkę wody, tak zwyczajnie...
Sycylijczycy mają zawsze czas, nie spieszą się
i trąbią na potęgę- właściwie nie wiem do końca w jakim celu:) Jadąc autobusem z Palermo do Catanii kierowca jechał głównie lewym pasem, trąbił i wszystkie osobówki zjeżdżały mu z drogi. Całkiem inaczej niż u nas. Sycylijczycy nie mówią o sobie, że są Włochami. Jak sami twierdzą to zupełnie inny kraj.
i trąbią na potęgę- właściwie nie wiem do końca w jakim celu:) Jadąc autobusem z Palermo do Catanii kierowca jechał głównie lewym pasem, trąbił i wszystkie osobówki zjeżdżały mu z drogi. Całkiem inaczej niż u nas. Sycylijczycy nie mówią o sobie, że są Włochami. Jak sami twierdzą to zupełnie inny kraj.
Sycylia to
miejsce pełne kontrastów.
Z jednej strony bajeczne krajobrazy, widoki
zapierające dech w piersiach. Z drugiej- śmieci na ulicach miast, wszechobecna bieda, odrapane
budynki. Nowoczesne pociągi, świetne drogi, piękne zabytki, a obok zawalające
się kamienice i dzieci w wózku zrobionym z kartonu na kółkach... Miałam wrażenie, że
wieczorami szczególnie w okolicach dworców nie jest zbyt bezpiecznie, a wchodząc w
małe, boczne uliczki Palermo czuć było na sobie wzrok innych. Nie można
zapomnieć, że Sycylia to miejsce pełne imigranów, przystanek w podróży między
dwoma światami...
Sycylia to
skutery!
Jeżdżą wszyscy- męższyźni, kobiety, dzieciaki, starzy i młodzi. Kto
tam zwraca uwagę na kaski i ochraniacze. Spodobała mi się pewna sytuacja, kiedy to rodzinka z może
2 letnim chłopczykiem weszła na skuter- tata z przodu, mama z tyłu, a pomiędzy
nimi zgnieciony, szczęśliwy maluch.
I pojechali. W zasadzie to ani razu nie
widziałam żadnego wypadku czy stłuczki. Myślę, że sycylijczycy opracowali sobie
swój własny chaotyczny, lecz bezkolizyjny sposób jazdy:) Dla nas turystów
przejscie na drugą stronę szerokiej ulicy to było jak bieg po polu
minowym;) Przed samochody trzeba po
prostu wchodzić mając nadzieję, że jednak cię zauważą. Nie widziałam tam czegoś
takiego jak zatrzymywanie się aut przed przejściami dla pieszych, może raz nam
się to przytrafiło, ale na pewno nie jest to powszechne.
W Trapani wylądowaliśmy późnym wieczorem. Lotnisko oddalone
jest od miasta o ok 20km więc wsiedliśmy w autobus i odjechaliśmy w nieznane;).
Na miejsce dotarliśmy po 22. Tam z przystanku odebrała nas Alina- u której to
mieliśmy zarezerwowany nocleg. Wąskimi uliczkami dotarliśmy do mieszkania.
Pierwszego dnia postanowiliśmy zwiedzić najbliższą okolicę.
Trapani to typowo portowe miasteczko, z targiem rybnym, kutrami i mewami
krążącymi nad głową:)
Trapani to też wiatraki i saliny, z których wydobywana jest sól. Płytka woda przyjmuje różne odcienie w zależności od występujących w niej minerałów.
Udało nam się także
trafić na passeggiate- tradycjny sycylijski spacer po mieście odbywający się
głównie w niedzielę wieczorem. Wychodzą wtedy całe rodziny, znajomi, wszyscy
elegancko ubrani, spotykają się, rozmawiając w grupkach. Miasteczko robi się
momentalnie zatłoczone- miałam wrażenie, że wszyscy opuścili swoje domy
jednocześnie. Istnieje także coś takiego jak passeggiata samochodowa- wszyscy jadą wolno, z
opuszczonymi szybami i rozmawiają mijając się na zakrętach. Bardzo, ale to
bardzo spodobał mi się ten zwyczaj!
Kolejnego dnia wybraliśmy się do Erice- miasteczka położonego
na wzgórzu wznoszącym się nad Trapani. Można się tam dostać kolejką lub
autobusem. My wybraliśmy autobus. Erice to urocze miejsce o typowej
średniowiecznej architekturze, z krętymi, wąskimi uliczkami. Gdy tylko
dotarliśmy na górę wszystko było we mgle, co sprawiało wrażenie jeszcze większej
tajemniczości. Później wyszło słońce, zrobiło się ciepło i Erice nabrało innego
charakteru- równie pięknego.
Wybraliśmy się również na Favignanę- wyspę znajdującą się na zachód od Sycylii. Dopłyneliśmy tam wodolotem - obydwoje w kiepskim stanie, bo
Sycylia podarowała nam coś na kształt egipskiej zemsty faraona. W gruncie
rzeczy plusem mojej choroby była spora oszczędność na jedzeniu;) Ten dzień
spędziliśmy w całości na plażowaniu.
W kolejnych dniach przenieśliśmy się na wschód. Z Trapani
udaliśmy się autobusem do Palermo, a stamtąd do Catanii. Tam czekał już na nas Luca. Catania położona jest u stóp
Etny, wprost z balkonu mieliśmy widok na dymiący wulkan. Samo miasto nie
zrobiło na mnie pozytywnego wrażenia. Zatłoczone, wszędzie samochody i spaliny.
Jednak jest to doskonałe miejsce wypadowe.
Pierwszego dnia wybraliśmy się na wycieczkę pociągiem dookoła wulkanu. Linia ta
nazywa się Circumetnea- co ważne nie odjeżdża z dworca głównego, tylko z
końcowej stacji metra.
Była to doskonała
wycieczka na cały dzień- na jednym bilecie, który kosztował jakieś 7 euro można
wysiadać i wsiadać tyle razy ile się chce, zwiedzając przy okazji mniejsze
miejscowości i wioski położone na wulkanie. Tak też zobaczyliśmy Adrano i
Maletto, zrobiliśmy sobie wycieczkę do typowych, sycylijskich wsi, położonych wysoko
na Etnie.
Następnego dnia pojechaliśmy do Taorminy.
Dzień ten
spędziliśmy z przypadkowo napotkanym chłopakiem pochodzącym z Indii, podróżnikiem
przemieżającym Europę z plecakiem. Wspólnie chodziliśmy po ogrodach, uliczkach.
Taormina to zupełnie inna bajka. Piękny kurort, zupełnie inny niż pozostałe
sycylijskie miasta. Wszędzie kwiaty, restauracje i pamiątki najdroższe na całej
wyspie.
Taormina położona jest na skalnym tarasie skąd roztaczają się
fantastyczne widoki.
Z plażą na dole połączona jest kolejką kursującą co jakiś
czas, gdy zbierze się grupka osób. My zeszliśmy na dół pieszo. Plaża kamienista,
a woda zupełnie przezroczysta.
Z plaży przedostaliśmy się na małą wysepkę
Isola Bella- jeszcze do niedawna będącą własnością prywatnej osoby.
Teraz
znajduje się tu rezerwat przyrody.
Następnie po wjechaniu kolejką na górę do
centrum miasteczka postanowiliśmy wspiąć się jeszcze wyżej na szczyt wznoszący się
nad Taorminą, skąd roztaczał się jeszcze większy widok na całą okolicę.
Taormina to jedno z tych miejsc, które zdecydowanie warto odwiedzić będąc na
miejscu.
Przedostatni dzień postanowiliśmy w całości przeznaczyć na
Etnę. Do końca nie byliśmy pewni czy damy radę wejść na szczyt. Etna to ponad
3300 m n.p.m. My nie mieliśmy odpowiednich ubrań. Wiedzieliśmy, że na górze
pogoda często się zmienia. Ostatecznie filozoficznie stwierdziliśmy, że nawet
jak przemarzniemy na kość to lepiej żałować, że się weszło, niż później po powrocie żalować, że się
nie weszło:) Nastęnego dnia z samego rana mieliśmy autobus, który dowiózł nas do schroniska
Rifiugo Sapienza.
Potężna erupcja z 2002 roku zostawiła takie ślady:
Jeden z kraterów bocznych:
Następnie dotarliśmy do końcowej stacji kolejki linowej,
a dalej poszliśmy jeszcze wyżej.
Podejście było trudne, kamyki z zastygłej lawy
obsuwały się i wyglądało to tak, że robiliśmy krok do przodu i dwa do tyłu. Wokół zero roślin, wszędzie tylko zwały zastygłej lawy. Było jednak warto bo na górze widoki absolutnie niesamowite! Dotarliśmy na
wysokość ok 2700 m n.p.m. Na górze miejscami leżal śnieg, a krajobraz był
zupełnie księżycowy. Co jakiś czas Etna mruczała wydając odgłosy jak grzmoty podczas burzy.
Dla mnie to już zawsze będzie wyjątkowe miejsce...
Po zejściu z powrotem do schroniska wyglądaliśmy chyba nie do
końca dobrze;) buty zniszczyłam, skarpetki wyrzuciłam, a czarny drobny żwirek
miałam nawet we włosach:)
Ostatniego dnia wracając do Trapani skąd mieliśmy samolot powrotny do Warszawy postanowiliśmy spędzić trochę czasu w Palermo- stolicy Sycylii. Palermo ciężko nazwać ładnym miastem. Na pewno jest ciekawe i zróżnicowane kulturowo. Najpierw udaliśmy się do ogrodu botanicznego, gdzie zobaczyliśmy między innymi takie stwory jak smocze drzewo, bambusy czy drzewa z kolcami.
Następnie
wybraliśmy się do Katakumb Kapucynów. To jedno z dziwniejszych miejsc, w
którym udało mi się do tej pory być. W gruncie rzeczy makabryczne, sama
nie wiem czy dla wszystkich.
W
Katakumbach znajdują się zwłoki ok 8 tys. ludzi w ubraniach z danego
okresu. Każdy kto miał odpowiednio dużą sumę pieniędzy mógł opłacić
sobie miejsce na swoje zwłoki. Ludzie ci są podzieleni według płci,
wieku, pozycji społecznej.
Palermo jest bardzo różnorodne, a w mieście widać pomieszanie stylów- barokowe kościoły, arabskie budowle, piękne zabytki i rozwalające się kamienice. Tłok na ulicach, arabskie bazary, hałas i spaliny. A jednak ma coś w sobie!
Po 12 dniach wróciliśmy szczęśliwie do domu. I mimo, że mój żołądek protestował i nie chciał się przystosować do tamtejszych warunków to i tak uważam, że był to fantastyczny wyjazd.