Chorwacja

Chorwacja

środa, 28 maja 2014

Sycylia


Sycylia- (maj 2014)

Warszawa- Trapani- Erice- Marsala- Catania- Adrano- Maletto- Palermo- Trapani

 Sycylia to ludzie. Fantastyczni!
 Nigdzie indziej nie spotkałam się do tej pory z taką serdecznością i otwartością. Już po kilku minutach rozmowy z nowo poznaną osobą na ulicy, kiedy to chcieliśmy zwyczajnie zagadać jak trafić w konkretne miejsce, stawaliśmy się starymi, dawno nie widzianymi przyjaciółmi. Wymieniliśmy telefony i mogliśmy kontaktować się w razie problemów.  Innym razem, gdy w Maletto podczas upału szukaliśmy sklepu spożywczego otrzymaliśmy 2 litrową butelkę wody, tak zwyczajnie... Sycylijczycy mają zawsze czas, nie spieszą się
i trąbią na potęgę- właściwie nie wiem do końca w jakim celu:) Jadąc autobusem z Palermo do Catanii kierowca jechał głównie lewym pasem, trąbił i wszystkie osobówki zjeżdżały mu z drogi. Całkiem inaczej niż u nas. Sycylijczycy nie mówią o sobie, że są Włochami. Jak sami twierdzą to zupełnie inny kraj.

Sycylia to miejsce pełne kontrastów. 
Z jednej strony bajeczne krajobrazy, widoki zapierające dech w piersiach. Z drugiej- śmieci na ulicach miast, wszechobecna bieda, odrapane budynki. Nowoczesne pociągi, świetne drogi, piękne zabytki, a obok zawalające się kamienice i dzieci w wózku zrobionym z kartonu na kółkach... Miałam wrażenie, że wieczorami szczególnie w okolicach dworców nie jest zbyt bezpiecznie, a wchodząc w małe, boczne uliczki Palermo czuć było na sobie wzrok innych. Nie można zapomnieć, że Sycylia to miejsce pełne imigranów, przystanek w podróży między dwoma światami...





Sycylia to skutery!
Jeżdżą wszyscy- męższyźni, kobiety, dzieciaki, starzy i młodzi. Kto tam zwraca uwagę na kaski i ochraniacze. Spodobała mi się pewna sytuacja, kiedy to rodzinka z może 2 letnim chłopczykiem weszła na skuter- tata z przodu, mama z tyłu, a pomiędzy nimi zgnieciony, szczęśliwy maluch.
 I pojechali. W zasadzie to ani razu nie widziałam żadnego wypadku czy stłuczki. Myślę, że sycylijczycy opracowali sobie swój własny chaotyczny, lecz bezkolizyjny sposób jazdy:) Dla nas turystów przejscie na drugą stronę szerokiej ulicy to było jak bieg po polu minowym;)  Przed samochody trzeba po prostu wchodzić mając nadzieję, że jednak cię zauważą. Nie widziałam tam czegoś takiego jak zatrzymywanie się aut przed przejściami dla pieszych, może raz nam się to przytrafiło, ale na pewno nie jest to powszechne.



W Trapani wylądowaliśmy późnym wieczorem. Lotnisko oddalone jest od miasta o ok 20km więc wsiedliśmy w autobus i odjechaliśmy w nieznane;). Na miejsce dotarliśmy po 22. Tam z przystanku odebrała nas Alina- u której to mieliśmy zarezerwowany nocleg. Wąskimi uliczkami dotarliśmy do mieszkania.
Pierwszego dnia postanowiliśmy zwiedzić najbliższą okolicę. Trapani to typowo portowe miasteczko, z targiem rybnym, kutrami i mewami krążącymi nad głową:)


 Trapani to też wiatraki i saliny, z których wydobywana jest sól. Płytka woda przyjmuje różne odcienie w zależności od występujących w niej minerałów.




 Udało nam się także trafić na passeggiate- tradycjny sycylijski spacer po mieście odbywający się głównie w niedzielę wieczorem. Wychodzą wtedy całe rodziny, znajomi, wszyscy elegancko ubrani, spotykają się, rozmawiając w grupkach. Miasteczko robi się momentalnie zatłoczone- miałam wrażenie, że wszyscy opuścili swoje domy jednocześnie. Istnieje także coś takiego jak passeggiata samochodowa- wszyscy jadą wolno, z opuszczonymi szybami i rozmawiają mijając się na zakrętach. Bardzo, ale to bardzo spodobał mi się ten zwyczaj!
Kolejnego dnia wybraliśmy się do Erice- miasteczka położonego na wzgórzu wznoszącym się nad Trapani. Można się tam dostać kolejką lub autobusem. My wybraliśmy autobus. Erice to urocze miejsce o typowej średniowiecznej architekturze, z krętymi, wąskimi uliczkami. Gdy tylko dotarliśmy na górę wszystko było we mgle, co sprawiało wrażenie jeszcze większej tajemniczości. Później wyszło słońce, zrobiło się ciepło i Erice nabrało innego charakteru- równie pięknego.




Wybraliśmy się również na Favignanę- wyspę znajdującą się na zachód od Sycylii. Dopłyneliśmy tam wodolotem - obydwoje w kiepskim stanie, bo Sycylia podarowała nam coś na kształt egipskiej zemsty faraona. W gruncie rzeczy plusem mojej choroby była spora oszczędność na jedzeniu;) Ten dzień spędziliśmy w całości na plażowaniu.




W kolejnych dniach przenieśliśmy się na wschód. Z Trapani udaliśmy się  autobusem do Palermo, a stamtąd do Catanii. Tam czekał już na nas Luca. Catania położona jest u stóp Etny, wprost z balkonu mieliśmy widok na dymiący wulkan. Samo miasto nie zrobiło na mnie pozytywnego wrażenia. Zatłoczone, wszędzie samochody i spaliny. Jednak jest to doskonałe miejsce wypadowe. Pierwszego dnia wybraliśmy się na wycieczkę pociągiem dookoła wulkanu. Linia ta nazywa się Circumetnea- co ważne nie odjeżdża z dworca głównego, tylko z końcowej stacji metra.


Była to doskonała wycieczka na cały dzień- na jednym bilecie, który kosztował jakieś 7 euro można wysiadać i wsiadać tyle razy ile się chce, zwiedzając przy okazji mniejsze miejscowości i wioski położone na wulkanie. Tak też zobaczyliśmy Adrano i Maletto, zrobiliśmy sobie wycieczkę do typowych, sycylijskich wsi, położonych wysoko na Etnie.



Następnego dnia pojechaliśmy do Taorminy. 


Dzień ten spędziliśmy z przypadkowo napotkanym chłopakiem pochodzącym z Indii, podróżnikiem przemieżającym Europę z plecakiem. Wspólnie chodziliśmy po ogrodach, uliczkach. Taormina to zupełnie inna bajka. Piękny kurort, zupełnie inny niż pozostałe sycylijskie miasta. Wszędzie kwiaty, restauracje i pamiątki najdroższe na całej wyspie.





 Taormina położona jest na skalnym tarasie skąd roztaczają się fantastyczne widoki. 


Z plażą na dole połączona jest kolejką kursującą co jakiś czas, gdy zbierze się grupka osób. My zeszliśmy na dół pieszo. Plaża kamienista, a woda zupełnie przezroczysta.



 Z plaży przedostaliśmy się na małą wysepkę Isola Bella- jeszcze do niedawna będącą własnością prywatnej osoby.


 Teraz znajduje się tu rezerwat przyrody.




 Następnie po wjechaniu kolejką na górę do centrum miasteczka postanowiliśmy wspiąć się jeszcze wyżej na szczyt wznoszący się nad Taorminą, skąd roztaczał się jeszcze większy widok na całą okolicę. Taormina to jedno z tych miejsc, które zdecydowanie warto odwiedzić będąc na miejscu.




Przedostatni dzień postanowiliśmy w całości przeznaczyć na Etnę. Do końca nie byliśmy pewni czy damy radę wejść na szczyt. Etna to ponad 3300 m n.p.m. My nie mieliśmy odpowiednich ubrań. Wiedzieliśmy, że na górze pogoda często się zmienia. Ostatecznie filozoficznie stwierdziliśmy, że nawet jak przemarzniemy na kość to lepiej żałować, że się weszło, niż później po powrocie żalować, że się nie weszło:) Nastęnego dnia z samego rana mieliśmy autobus, który dowiózł nas do schroniska Rifiugo Sapienza.



Potężna erupcja z 2002 roku zostawiła takie ślady:




Jeden z kraterów bocznych:

 

 Następnie dotarliśmy do końcowej stacji kolejki linowej, a dalej poszliśmy jeszcze wyżej. 





Podejście było trudne, kamyki z zastygłej lawy obsuwały się i wyglądało to tak, że robiliśmy krok do przodu i dwa do tyłu. Wokół zero roślin, wszędzie tylko zwały zastygłej lawy. Było jednak warto bo na górze widoki absolutnie niesamowite! Dotarliśmy na wysokość ok 2700 m n.p.m. Na górze miejscami leżal śnieg, a krajobraz był zupełnie księżycowy. Co jakiś czas Etna mruczała wydając odgłosy jak grzmoty podczas burzy.
Dla mnie to już zawsze będzie wyjątkowe miejsce...




Po zejściu z powrotem do schroniska wyglądaliśmy chyba nie do końca dobrze;) buty zniszczyłam, skarpetki wyrzuciłam, a czarny drobny żwirek miałam nawet we włosach:)

Ostatniego dnia wracając do Trapani skąd mieliśmy samolot powrotny do Warszawy postanowiliśmy spędzić trochę czasu w Palermo- stolicy Sycylii. Palermo ciężko nazwać ładnym miastem. Na pewno jest ciekawe i zróżnicowane kulturowo. Najpierw udaliśmy się do ogrodu botanicznego, gdzie zobaczyliśmy między innymi takie stwory jak smocze drzewo, bambusy czy drzewa z kolcami.





Następnie wybraliśmy się do Katakumb Kapucynów. To jedno z dziwniejszych miejsc, w którym udało mi się do tej pory być. W gruncie rzeczy makabryczne, sama nie wiem czy dla wszystkich.
W Katakumbach znajdują się zwłoki ok 8 tys. ludzi w ubraniach z danego okresu. Każdy kto miał odpowiednio dużą sumę pieniędzy mógł opłacić sobie miejsce na swoje zwłoki. Ludzie ci są podzieleni według płci, wieku, pozycji społecznej. 

 

 

Palermo jest bardzo różnorodne, a w mieście widać pomieszanie stylów- barokowe kościoły, arabskie budowle, piękne zabytki i rozwalające się kamienice. Tłok na ulicach, arabskie bazary, hałas i spaliny. A jednak ma coś w sobie!






Po 12 dniach wróciliśmy szczęśliwie do domu. I mimo, że mój żołądek protestował i nie chciał się przystosować do tamtejszych warunków to i tak uważam, że był to fantastyczny wyjazd.