Od jakiegoś czasu zastanawialiśmy się, gdzie by się tu wyrwać na dosłownie parę dni. Tym razem wybraliśmy się we trójkę z Pauliną- siostrą Piotrka. Naszym jedynym kryterium było to, aby miejsce było ciepłe, słoneczne i niezbyt daleko, gdyż mieliśmy mocno ograniczony czas. Padło na Włochy! Południowa część, regiony których jeszcze nie widzieliśmy. Jeszcze w Polsce zarezerwowaliśmy auto, które to mieliśmy odebrać po wylądowaniu w Rzymie. Niestety na miejscu czekała nas niemiła niespodzianka. Okazało się, że nie możemy wypożyczyć samochodu, gdyż Piotrek nie posiadał wypukłej karty kredytowej. Ja owszem miałam, natomiast saldo depozytowe jakie sobie zażyczyli było zbyt wysokie, a ja nie pomyślałam, aby ustalić to z moim bankiem przed wyjazdem. Na przyszłość warto o takiej drobnostce pamiętać;) Zbliżała się północ, a my utknęliśmy na lotnisku Rzym Ciampino, natomiast Paulina, która wylądowała na Fiumicino i po którą mieliśmy podjechać samochodem była gdzieś w mieście bez mapy i nawigacji. Nie wiele się zastanawiając wsiedliśmy w pierwszy lepszy autobus za 4 euro i po ok 30min dotarliśmy na główny dworzec Termini. W między czasie skontaktowaliśmy się z Pauliną i ustaliliśmy, że docieramy do hotelu na własną rękę pytając się ludzi. A, że zrobiło się już bardzo późno to i ludzi było niewielu. Okolice dworca Termini nie należą do zbyt bezpiecznych i atrakcyjnych miejsc. Usiane bezdomnymi owiniętymi w koce i śpiwory manewrowaliśmy naszymi walizkami, a jedyne o czym marzyłam to dotrzeć już do miejsca w którym mieliśmy zarezerwowany nocleg. Jedynym plusem było to, że noc była ciepła, a niebo bezchmurne. Muszę przyznać, że kompletnie nie posiadam orientacji w nieznanym terenie i gdyby nie Piotrek zwyczajnie nie trafiłabym do tego hotelu. Wielki szacun dla Pauli, która dała radę w pojedynkę i dotarła przed nami.
Nasz hotelik okazał się miejscem ciężkim do spania. Pierwszą noc nie zmrużyłam oka. Po prawej stronie od hotelu mieściła się stacja kolejowa, zaś na wprost ulica i targowisko. Plusem było to, że było to dobre miejsce wypadowe, a o to nam głównie chodziło. Kolejnej nocy uzbroiliśmy się już w zatyczki do uszu i spaliśmy jak zabici:)
Pierwszego dnia postanowiliśmy zwiedzić Rzym. Zakupiliśmy sobie 24h karty miejskie i wyruszyliśmy w miasto. Na pierwszy ogień padło Koloseum. Wszędzie były tłumy i kolejki, zastanawiałam się jak to miasto wygląda w sezonie, skoro w kwietniu ciężko się poruszać.
Zobaczyliśmy też między innymi Panteon, piazza Venezia i fontannę di trevi, która akurat była w remoncie;)
Po południu zjedliśmy pyszną pizzę i wyruszyliśmy do Watykanu. Tam również czekała nas ok45min kolejka do bazyliki Św. Piotra, ale postanowiliśmy, że poczekamy i wejdziemy. Szczerze powiedziawszy wnętrze nie zrobiło na mnie, aż takiego wrażenia jak się spodziewałam, ale warto zobaczyć.
Po południu udało nam się zarezerwować samochód w innej wypożyczalni przy pomocy karty Pauliny w związku z czym następnego dnia rano wyruszyliśmy w dalszą drogę na południe w kierunku Neapolu. O tym jak jeździ się po Włoszech wspominałam już w innym wpisach przy okazji naszych wcześniejszych wycieczek na Sycylię czy do północnych regionów. Ale to czego doświadczyliśmy w Neapolu przyćmiło wszystko inne! 99% aut ma wgniecenia, rysy, absolutnie nie obowiązują tam zasady ruchu drogowego. Na rondo wjeżdża w pierwszej kolejności ten kto właśnie przygotowuje się do wjazdu i to ty musisz uważać, aby w niego nie walnąć będąc już na rondzie. Auta parkują wszędzie i nagle z dwóch pasów robi się jeden dla aut jadących w obu kierunkach. W praktyce wygląda to tak, że omijasz zaparkowane auto (dość wolno, bezpiecznie autem z wypożyczalni;), tuż obok ciebie wyprzedza cię kolejny samochód, a z naprzeciwka właśnie nadjeżdża jeszcze inny. Do tego skutery, skutery i jeszcze raz skutery. Jeżdżą wszyscy i wszędzie. Trąbią, rozmawiają na światłach ze znajomymi których właśnie spotkali, piesi manewrują między rozpędzonymi autami. To wszystko sprawia, że po powrocie dostrzegłam, że po Warszawie jeździ się naprawdę komfortowo:)
Auto poniżej wcale nie było zaparkowane tylko zwyczajnie jechało po jednej z autostrad;)
Po kilku godzinach dotarliśmy do naszego kolejnego miejsca noclegowego w Castel Volturno na północ od Neapolu. W porównaniu do Rzymu hotelik ten był naprawdę cudny w cichym, spokojnym miejscu z pysznym śniadaniem. Jeszcze tego samego popołudnia wybraliśmy się do Neapolu, który zwiedziliśmy ekspresowo. A głównym wspomnieniem po nim zostanie w mojej głowie jazda wypożyczonym autem wśród poobijanych tubylców, korki i tłok. Nie dostrzegłam klimatu i magii tego miejsca być może byliśmy tam po prostu za krótko, ale do odpoczynku z pewnością się ono nie nadaje.
Kolejnego ranka po pysznym śniadaniu wybraliśmy się odwiedzić Pompeje i Wezuwiusz. Pompeje to niesamowite miejsce pełne antycznych ruin. Spacerując pomiędzy uliczkami można się było przenieść w tamte czasy i wyobrazić jak piękne kiedyś miasto zostało zupełnie zniszczone po wybuchu Wezuwiusza pozbawiając życia tysięcy osób.
Następnie wyruszyliśmy w stronę Wezuwiusza.
Droga była kręta z odcinkami, na których nasz samochód ledwo dawał radę;) samo podejście nie było na szczęście trudne. Auto zostawia się na parkingu, a na piechotę pozostaje ok 20minutowy odcinek z pięknymi widokami.
Na szczycie było już dość chłodno i chodziliśmy we mgle
Po powrocie zamówiliśmy sobie pizzę i odpoczywaliśmy przed kolejnym porankiem:)
Przedostatni dzień postanowiliśmy przeznaczyć na cudne widoki wybrzeża Amalfi. Najpierw dotarliśmy do Sorrento, którego plaża nas nieco rozczarowała, ale najważniejsze, że była piękna pogoda i dużo słońca. Całe wybrzeże Amalfi słynie z cytryn, różnej wielkości, z których można kupić dosłownie wszystko począwszy od cukierków, żelek, nalewek, po mydła, płyny, odświeżacze. Wszędzie widać i czuć cytrynowe wyroby:)
Dalej pojechaliśmy wzdłuż wybrzeża, a kręte drogi zapierały dech.
Zatrzymaliśmy się w Positano, które zachwyciło mnie siecią krętych uliczek i kolorowych domków zawieszonych na klifach strzelistych urwisk. W Positano znajduje się również niewielka plaża z szarym, wulkanicznym piaskiem co jest rzadkością w tej części wybrzeża.
Z Positano pojechaliśmy dalej do Amalfi
Miasteczka mają podobny, bajkowy klimat, piękne położenie i widoki.
Włochy budzą sprzeczne emocje. Z jednej strony przepiękne krajobrazy, bardzo zróżnicowane widoki, pyszne jedzenie i otwarci ludzie. Z drugiej strony chaos na ulicach, korki, brak szacunku w stosunku do pieszych, wchodzenie na pasy na własne ryzyko. Jednak będąc tam po kilku dniach zaczynasz się do tego przyzwyczajać. Zaczynasz wymuszać pierwszeństwo i trąbić;). Po powrocie zdajesz sobie sprawę, że w polskich miastach jest spokojnie, skutery nie mnożą ci się w oczach, a samochody przepuszczają na przejściach. I tylko takich widoków z okna brakuje.