Chorwacja

Chorwacja

piątek, 31 stycznia 2014

Szwecja, czyli promem przez Bałtyk


Szwecja- Karlskrona (listopad 2013)

Pomysł na wycieczkę do Szwecji narodził się spontanicznie jak zresztą większość naszych wspólnych wypraw. Listopadowe dni nie należą do najpiękniejszych stąd wynikały nasze największe obawy czy przypadkiem u naszych północnych sąsiadów nie trafimy akurat na ulewny deszcz czy o zgrozo! śnieg. Mieliśmy również lekkie obawy jak będzie wyglądała cała noc na promie, czy fale dadzą nam bardzo popalić, jak poradzimy sobie z ewentualną chorobą morską itp.
W końcu jeszcze nigdy nie płynęliśmy promem:)... I dlatego właśnie musieliśmy spróbować!
W niedzielny poranek wyjechaliśmy z Warszawy w kierunku Gdyni. W południe dojechaliśmy do Trójmiasta, gdzie zwiedziliśmy Gdańsk, zjedliśmy pyszny obiad na Starówce i o godzinie 19 stawiliśmy się na odprawie promowej w Gdyni. Samochód bezpiecznie zostawiliśmy na bezpłatnym parkingu przed terminalem, a sami udaliśmy się w kierunku kas. Po pokazaniu w okienku wcześniej zabukowanych  biletów, wręczono nam mapy i broszury informacyjne, a także elektroniczne klucze do kajuty. Pozostało tylko czekać na otwarcie bramek.
O 20.30 wreszcie byliśmy na promie. Statek wieeelki jak Titanic;) 9 pięter, tysiące kajut i my! Weszliśmy do ślicznego pokoju z łazienką, prysznicem i tv. Nawet obrazki wisiały na ścianach tyle, że przymocowane były na śruby, żeby w razie sztormu nie pospadały.



Na górze wiało potwornie, ale widoki cudowne!




Nasze obawy okazały się zupełnie niepotrzebne. Żadnej choroby morskiej nie odczuliśmy, w kajutach delikatnie bujało, ale nie było to nieprzyjemne w sumie jak w kołysce;)
Punktualnie o 7 rano obudził nas  Louis Armstrong swoim What's a wonderful world, słychać było również mewy latające gdzieś wokół promu - poczułam się trochę jak w bajce . O 8.30 dobiliśmy do Karlskrony.




Czekało na nas słońce i mroźne powietrze, później dowiedzieliśmy się, że mieliśmy sporo szczęścia bo poprzedniego dnia przez cały czas padało! Terminalowym busem dostaliśmy się do centrum miasteczka, gdzie czekały na nas małe kolorowe domki, czyste i puste ulice (poniedziałek rano!?) i mase nowych atrakcji. Zapamiętam, że są tam bardzo uprzejmi kierowcy:) Nie spotkałam się z tym, aby samochód nie zatrzymał się na pasach mimo, że na ulicach ruch był bardzo mały.
W Mcdonalds każdy pojemniczek czy to opakowanie po frytkach, napój, karton po hamburgerze wrzuca się do osobnego otworu, jak w popularnej zabawce dla dzieci z dopasowywaniem klocków do odpowiedniego kształtu. No i czekolada, zabójczo pyszna, słodko- słona z lukrecją w której zakochała się moja mama:) Duże wrażenie jak na ogrodniczkę przystało;) zrobiła na mnie również roślinność jak i samo podłoże jakże inne niż u nas. Wszechobecne wystające skałki, porośnięte mchem to obraz ściólki lasu.
Wszystko jest tam takie dopięte, czyste, dopieszczone, domy nie mają ogrodzeń.
Skandynawia zdecydowanie zrobiła na mnie pozytywne wrażenie. Gdyby jeszcze było tam ciepło jak na południu to znalazłabym moje miejsce na ziemi:)









Bezludna wyspa w centrum miasteczka:)


 I już bezludna nie jest:)




 Po południu wybraliśmy się statkiem na wyspę Aspo, położoną niedaleko Karlskrony. Statek kursował co 30min i co ważne rejs był bezpłatny. Jest to jedyne połączenie mieszkańców wyspy, którzy codziennie dojeżdżają do pracy czy szkoły w Karlskronie.



Na Aspo jeszcze większą frajdą jest wybranie się latem gdy można wypożyczyć rowery i zwiedzić całą wyspę na dwóch kółkach. Poza sezonem wypożyczalnie niestety nie działają. Pozostały więc nam nogi:)







Po całym dniu chodzenia byliśmy nieźle zmęczeni i ok 19 udaliśmy się na przystanek z którego autobus powrotny miał nas dowieźć na terminal. Po wejściu na statek i odnalezieniu swojej kajuty byliśmy bardzo szczęśliwi. Zdałam sobie sprawę, że był to jeden z ciekawszych dni w moim życiu.


poniedziałek, 27 stycznia 2014

Niemcy- Bawaria, Alpy

Niemcy- Bawaria 

Była to nasza pierwsza, wspólna podróż. Nie jestem w stanie w tej chwili opisać jak wyglądał nasz pobyt dokładnie dzień po dniu, ponieważ sporo od tego czasu minęło. Będę wspomagała się zdjęciami i krótkimi opisami poszczególnych miejsc:)


Miejsce absolutnie bajkowe, miasteczko położone u podnóża Alp, w odległości ok 27km  na południe od Kempten, 7 km od Oberstdorfu.



Alpejska krowa:)

Park Miniwelt niedaleko Drezna z miniaturowymi budowlami:




Na obiad tradycyjny niemiecki bratwurst, czyli pieczona niemiecka kiełbasa


Zwinger, czyli architektoniczny zespół w centrum Drezna:



Wybraliśmy się również do Lindau nad Jezioro Bodeńskie. 






Pałac Linderhof w południowo - zachodniej Bawarii:









Któregos dnia zdecydowaliśmy się również wybrać na Fellhorn. Na górze było potwornie zimno, wiał wiatr, ale widoki cudowne.











Odwiedziliśmy również Oberstdorf i słynną skocznię narciarską:


Widoki z góry, ze skoczni:


I z dołu:)


Praga- miasto czerwonych dachów

Praga- sierpień (2012)

 Do Pragi wyruszyliśmy autem wczesnym świtem. Wyjazd zaplanowaliśmy na kilka dni - wcześniej rezerwując pokój w akademiku. A że były wakacje nie mieliśmy więc żadnego problemu z rezerwacą.
Na miejsce dotarliśmy ok 14 tak więc trasa zajęła nam ok 10h.



Akademik był naprawdę bardzo w porządku, mieliśmy spory pokoik z łazienką. Na recepcji okazało się, że Pani nie bardzo rozumiała nas ani po polsku ani po angielsku, a my jej po czesku:) Jakoś się jednak udało porozumieć, kupiliśmy kilkudniowe bilety i wyruszyliśmy przed siebie.

Nasz akademik w tle:


Rano, gdy wyglądałam przez okno po zielonej trawce kicał zając, nie zdążyłam go jednak uchwycić na zdjęciu:)


Najpierw udaliśmy się na Stare Miasto, chodziliśmy po krętych, brukowanych uliczkach na Hradczanach, poszliśmy na most Karola, odwiedziliśmy Złotą Uliczkę pełną urokliwych, miniaturowych domków, gdzie jak mówi legenda mieszkali niegdyś alchemicy:)
Zwiedziliśmy Ogrody Królewskie, piękne, pełne zieleni zasiszne miejsca w centrum miasta.



Złota uliczka:



Ogród Vrtbovski we włoskim stylu, podzielony na kilka poziomów, z wieloma schodkami, fontannami i tarasem widokowym na górze:



Trafiliśmy na szczęście na wspaniałą pogodę, w związku z czym jak wychodziliśmy rano z akademika to wracaliśmy dopiero późnym wieczorem. W Pradze posmakowały mi tradycyjne czeskie trdelniki- słodkie jakby walcowane ciastka, grilowane, posypane orzechami bądź podawane z różnymi sosami. Ja wybierałam oczywiście czekoladowe:) Kociecznie polecam spróbować bo są pyszne.


Wybraliśmy się również do zoo, położonego na pagórkowatym terenie w zakolu Wełatwy. Zoo jest o tyle fajne, że do wyżej położonych terenów można się dostać kolejką linową. Mieliśmy radochę jak dzieci:) Ciekawy, a raczej straszny był dla mnie ciemny tunel z nietoperzami, gdzie zwierzęta te latają pomiędzy ludźmi. Wchodząc tam oczywiście o tym nie wiedziałam;)




To co spodobało mi się również w Pradze to niespotykane, nieco groteskowe rzeźby, np:
ogromne niemowlaki w parku Kampa:


dziwna fontanna, gdzie panowie wysikują na wodzie poszczególne litery układające się w słowo PRAGA;)


wielkie krzesło nad Wełtawą:


modny pudelek:)