Szwecja- Karlskrona (listopad 2013)
Pomysł na wycieczkę do Szwecji narodził się spontanicznie jak zresztą większość naszych wspólnych wypraw. Listopadowe dni nie należą do najpiękniejszych stąd wynikały nasze największe obawy czy przypadkiem u naszych północnych sąsiadów nie trafimy akurat na ulewny deszcz czy o zgrozo! śnieg. Mieliśmy również lekkie obawy jak będzie wyglądała cała noc na promie, czy fale dadzą nam bardzo popalić, jak poradzimy sobie z ewentualną chorobą morską itp.
W końcu jeszcze nigdy nie płynęliśmy promem:)... I dlatego właśnie musieliśmy spróbować!
W niedzielny poranek wyjechaliśmy z Warszawy w kierunku Gdyni. W południe dojechaliśmy do Trójmiasta, gdzie zwiedziliśmy Gdańsk, zjedliśmy pyszny obiad na Starówce i o godzinie 19 stawiliśmy się na odprawie promowej w Gdyni. Samochód bezpiecznie zostawiliśmy na bezpłatnym parkingu przed terminalem, a sami udaliśmy się w kierunku kas. Po pokazaniu w okienku wcześniej zabukowanych biletów, wręczono nam mapy i broszury informacyjne, a także elektroniczne klucze do kajuty. Pozostało tylko czekać na otwarcie bramek.
O 20.30 wreszcie byliśmy na promie. Statek wieeelki jak Titanic;) 9 pięter, tysiące kajut i my! Weszliśmy do ślicznego pokoju z łazienką, prysznicem i tv. Nawet obrazki wisiały na ścianach tyle, że przymocowane były na śruby, żeby w razie sztormu nie pospadały.
Na górze wiało potwornie, ale widoki cudowne!
Nasze obawy okazały się zupełnie niepotrzebne. Żadnej choroby morskiej nie odczuliśmy, w kajutach delikatnie bujało, ale nie było to nieprzyjemne w sumie jak w kołysce;)
Punktualnie o 7 rano obudził nas Louis Armstrong swoim What's a wonderful world, słychać było również mewy latające gdzieś wokół promu - poczułam się trochę jak w bajce . O 8.30 dobiliśmy do Karlskrony.
Czekało na nas słońce i mroźne powietrze, później dowiedzieliśmy się, że mieliśmy sporo szczęścia bo poprzedniego dnia przez cały czas padało! Terminalowym busem dostaliśmy się do centrum miasteczka, gdzie czekały na nas małe kolorowe domki, czyste i puste ulice (poniedziałek rano!?) i mase nowych atrakcji. Zapamiętam, że są tam bardzo uprzejmi kierowcy:) Nie spotkałam się z tym, aby samochód nie zatrzymał się na pasach mimo, że na ulicach ruch był bardzo mały.
W Mcdonalds każdy pojemniczek czy to opakowanie po frytkach, napój, karton po hamburgerze wrzuca się do osobnego otworu, jak w popularnej zabawce dla dzieci z dopasowywaniem klocków do odpowiedniego kształtu. No i czekolada, zabójczo pyszna, słodko- słona z lukrecją w której zakochała się moja mama:) Duże wrażenie jak na ogrodniczkę przystało;) zrobiła na mnie również roślinność jak i samo podłoże jakże inne niż u nas. Wszechobecne wystające skałki, porośnięte mchem to obraz ściólki lasu.
Wszystko jest tam takie dopięte, czyste, dopieszczone, domy nie mają ogrodzeń.
Skandynawia zdecydowanie zrobiła na mnie pozytywne wrażenie. Gdyby jeszcze było tam ciepło jak na południu to znalazłabym moje miejsce na ziemi:)
Bezludna wyspa w centrum miasteczka:)
I już bezludna nie jest:)
Po południu wybraliśmy się statkiem na wyspę Aspo, położoną niedaleko Karlskrony. Statek kursował co 30min i co ważne rejs był bezpłatny. Jest to jedyne połączenie mieszkańców wyspy, którzy codziennie dojeżdżają do pracy czy szkoły w Karlskronie.
Na Aspo jeszcze większą frajdą jest wybranie się latem gdy można wypożyczyć rowery i zwiedzić całą wyspę na dwóch kółkach. Poza sezonem wypożyczalnie niestety nie działają. Pozostały więc nam nogi:)
Po całym dniu chodzenia byliśmy nieźle zmęczeni i ok 19 udaliśmy się na przystanek z którego autobus powrotny miał nas dowieźć na terminal. Po wejściu na statek i odnalezieniu swojej kajuty byliśmy bardzo szczęśliwi. Zdałam sobie sprawę, że był to jeden z ciekawszych dni w moim życiu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz