Chorwacja

Chorwacja

sobota, 18 stycznia 2014

Włochy Północne i Środkowe- najpyszniejsza pizza w życiu:)

Włochy Północne i Środkowe (wrzesień 2013)

Czyli ponad 4000 tys km w 12 dni pod namiotem.

Warszawa- Brno- Wiedeń- Klagenfurt- Udine- Treviso- Garda- Parma- La Spezia- Lucca- Pisa- Florencja- Siena- Volterra- San Gimignano- Wenecja


 Podróż podzieliliśmy na kilka etapów, tak aby w każdym miejscu spędzić po kilka dni.
Na początku należy wspomnieć, że po Włoszech jeździ się dość specyficznie;). Na miejscu okazało się, że mamy nieaktualne mapy w naszym GPSie w związku z czym sprzęt tracił sygnał i musieliśmy zdać się jedynie na oznaczenia drogowe. I tu zaczyna się problem;)
We Włoszech znaków jest całe mnóstwwwoo. Na każdym kroku- za zakrętem obok ważnych oznaczeń wskazujących drogę są również znaki ukazujące restauracje, reklamy, napisy, a wszystko to po włosku,co zlewa się w jedną mało czytelną całość. Sami Włosi jeżdżą również inaczej. Na ulicach jest tłoczno, głośno, to, że ktoś trąbi nie robi na nikim żadnego wrażenia- podczas zmiany świateł Włosi lubią sobie uciąć krótkie pogawędki, a znalezienie wolnego miejsca do zaparkowania graniczy z cudem. No ale to tyle o samej lokomocji- po kilku dniach można się przyzwyczaić:)
Samochód zapakowaliśmy po brzegi- mieliśmy namiot, materac, koce, przybory kuchenne, krótko mówiąc wszystko to, co było niezbędne podczas 12 dni poza domem. Na trasie postanowiliśmy zrobić sobie krótki nocleg w Austrii- spaliśmy w samochodzie na stacji benzynowej (wcześniej nawet nie wiedziałam, że można się i tak wyspać:) Następnego dnia koło południa dotarliśmy nad Gardę- największe jezioro we Włoszech. Namiot rozbiliśmy na pobliskim campingu w Torri del Benaco pod drzewkami oliwnymi.



Nad Gardą spędziliśmy trzy dni. W tym czasie udaliśmy się również do Sirmione popularnej turystycznej miejscowości jednak moim zdaniem dość przereklamowanej. Zwiedziliśmy także Weronę, gdzie jadłam najpyszniejszą pizzę na świecie!

Balkon Julii:)


Żal było wyjeżdżać jednak naszym kolejnym przystankiem miałbyć rejon La Spezia położony niżej na południu. Postanowliśmy zatrzymać się w miejscowości Marina di Carrara jako, że było to niezłe miejsce wypadowe. Jeden dzień spędziliśmy na typowym plażowaniu co też miało oczywiście swój urok:)

Drzewa na plaży


Kolejnego dnia udaliśmy się w rejon Cinque Terre. Jest to pięć miasteczek- Monterosso, Vernazza, Corniglia, Manarola i Riomaggiore położonych na skalnym wybrzeżu. W La Spezii zostawiliśmy samochód- (potwornie cieżko było zaparkować), a dalej przemieszczaliśmy się pociągiem, który przejeżdża skalnymi tunelami i zatrzymuje się w każdym miasteczku.




Widok z pociągu



Postanowiliśmy wysiąść w Riomaggiore- ostatniej miejscowości.


Pieszo szlakiem pomiędzy gajami oliwnymi i winoroślami udaliśmy się z Riomaggiore do Manaroli. Odcinek ten ma ok 1km długości i nazywany jest Drogą Miłości (Via dell' Amore;)
Ostrzegano nas, że należy mieć mocne buty bo trasa nie jest najłatwiejsza jednak spokojnie daliśmy radę. Podejście na początkowym etapie jest dość strome, lecz później idzie się bardzo przyjemnie.



Manarola


Dodam jeszcze tylko tyle, że było to chyba najpiękniejsze miejsce w jakim kiedykolwiek do tej pory byłam...

W następnych dniach przenieśliśmy się jeszcze niżej na południe do Toskanii. Postanowiliśmy zatrzymać się w Volterze- jednym z miejsc akcji Zmierzchu:) Volterra usytuowana jest na wysokim, toskańskim wzgórzu, uliczki kręte, strome, a całe miasteczko otoczone murami obronnymi. Nie mieliśmy i tam rownież żadnego problemu ze znalezieniem wolnego miejsca na campingu. Co więcej trafił nam się camping z basenem;)
W Volterze jadłam najpyszniejsze, prawdziwe tiramisu!



Kolejnego dnia postanowiliśmy zwiedzić Siene i San Gimignano, czyli średniowieczny Manhattan- miasto słynące z wielu wież. Zastanawialiśmy się czy to dobry pomysł, czy nie lepiej rozbić to na dwa dni jednak udało się zobaczyć najważniejsze rzeczy. Siena zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Uwielbiam tego typu architekturę- małe, kręte uliczki, tajemnicze zaułki. San Gimignano również przepiękne.



Kolejnym celem była Florencja, która delikatnie mnie rozczarowała w porównaniu z poprzednimi miejscami. Duże miasto, mało klimatyczne, ale warto było udać się i tam.


Ponte Vecchio - najsłynniejszy florencki most z ekskluzywnymi sklepami jubilerskimi. Można tam kupić szmaragdy i diamenty warte tysiące euro...:)


Krzywa wieża w Pizie to jedna z tych rzeczy, którą zapamiętam na zawsze. Naprawdę jest niesamowicie krzywa nie tylko z nazwy, więc nie wiem jak ona się tam jeszcze trzyma.




Ostatnim etapem naszej podróży była Wenecja - miasto gondoli i mostów, które naprawdę warto odwiedzić chociaż raz w życiu. Camping znaleźliśmy w miejscowości Fusina, skąd co godzinę odpływał stateczek do Wenecji. Przeprawa trwała ok 30min, a nie było przynajmniej problemu z zaparkowaniem samochodu. W Wenecji zresztą ruch samochodowy nie istnieje, jedynie kojarzy mi się, że są gdzieś dwa duże parkingi na obrzeżach miasta. Sama Wenecja przepiękna. Spotkałam się wcześniej z opiniami, że jest przereklamowana, że śmierdzi, ale to nieprawda. Może akurat trafiliśmy na dobry moment, gdzie nie było wielkich upałów, może kiedy indziej jest inaczej, nie wiem. Woda w kanałach ma cudny, szmaragdowy odcień, na którym unoszą się czarne gondole. W samej Wenecji kłopot jest jedynie z toaletami, których jest bardzo mało, a także miejscem do siedzenia. Myślę, że to celowe- aby gdzieś usiąść trzeba najpierw zakupić w kawiarni coś do picia, czy jedzenia. Poradziliśmy sobie jednak inaczej - po kupieniu pizzy na wynos, znaleźliśmy mały, prywatny mostek nad kanałem i tam spokojnie zjedliśmy obiad:)
Poza tym duuuży tłok. Ale ma to i tak ogromny urok.





Ostatniego dnia wybraliśmy się statkiem na wyspę Lido, gdzie odpoczywaliśmy na słonecznej plaży. Był to ostatni dzień naszej wspaniałej podróży.










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz